Rozdział 5


– Idziemy – rzucił do tyłu, gdy tylko nabrał raz jeszcze głęboko powietrza w płuca. Rozejrzał się uważnie i poprowadził ulicą chłopca, stale zachowując czujność i z podejrzliwością spoglądając na niektóre osoby.
– Co tam się wydarzyło? – zaczął pytać chłopak. – Dlaczego oni… – przerwał mu Tony.
– Teraz idziemy. Porozmawiamy w domu – powiedział chłodno uciszając go ostatecznie ostrym spojrzeniem.
Jared jednak gorączkowo myślał o tym co się stało. W mieszkaniu Tony od razu rzucił się do szuflady z bronią. Naładował magazynek, a do kieszeni schował jeszcze dwa. Chłopak z lekkim niepokojem spoglądnął na poczynania mężczyzny. Ten miotał się po pokoju, co rusz sięgając po potrzebne mu przedmioty. W końcu nie wytrzymał tego napięcia i zaczął go wypytywać.
– Kto to był? – odezwał się gdy Tony sprawdzał ostrość noża, który jak się okazało nosił nad kostką. – Dlaczego chcieli nas zabić?
– Nie nas, a mnie – odparł beznamiętnie. – Tobie nic by się nie stało, gdybyś się nie wychylał.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Chciałem pomóc.
– Niepotrzebnie – burknął. Po chwili coś go tknęło, więc odwrócił głowę by spojrzeć na chłopca. Ten stał ze spuszczoną głową. Szybciej nawet nie pomyślał, że to wydarzenie może na niego jakoś wpłynąć. Zdał sobie sprawę, że mógł go zranić, a jednocześnie odsunąć od siebie Jareda, poprzez swe oschłe zachowanie. On jednak chciał tylko skupić się na zadaniu jakie miał do wykonania, a aby pozostać profesjonalistą, nie mógł pozwolić sobie na zbędne emocje, rozmyślenia i pytania do niczego nie prowadzące. Postanowił jednak na chwilę przystanąć i porozmawiać z chłopcem. – Ej, młody. Dzięki za pomoc. – szturchnął go lekko w ramię posyłając przy tym uśmiech. Następnie kucnął przed nim. – Ale następnym razem nie rób tego. Kiedyś pokażę ci, jak się tym posługiwać – mówiąc to wyciągnął pistolet. Położył go na dłoni, pilnując by lufa nie była wycelowana w żadnego z nich. Chłopiec dotknął delikatnie zimnego metalu.
– Ja nie chcę zabijać. – Zabrał rękę szybko, jakby się oparzył.
– Czasem to jedyne rozwiązanie – odparł i schował broń.
– Pozostałych nie zastrzeliłeś – zauważył.
– Bo miałem sytuację pod kontrolą. W pewnym sensie – powiedział wstając. – Gdybym nie strzelił, on zabiłby ciebie. Czasami tak to wygląda. Albo ja, albo ten drugi. Nie zawsze będzie możliwość obezwładnienia przeciwnika. Czasem trzeba znaleźć w sobie odrobinę odwagi i pociągnąć za spust.
Chłopiec zastanowił się nad tymi słowami. Nie mógł uwierzyć, że nie ma innej możliwości. Choć sam znalazł się w takiej sytuacji, gdy zamordowanie drugiego człowieka wydawało się jedyną opcją, by móc uratować siebie i inną osobę. Miał jednak nadzieję, że ktoś tak wytrenowany, dobry i doświadczony jak Tony powie mu, że się myli i że zawsze istnieje jakieś rozwiązanie. Z uporem obiecał sobie, że on taki nie będzie. Że choćby miał być jedyny i przyprawić to swym zdrowiem, znajdzie kiedyś dostateczną ilość technik obronnych by niezależnie od sytuacji, móc zachować przy życiu nie tylko siebie, ale i napastnika. W końcu każdy zasługuje na to, by żyć, by mieć choć możliwość poprawy.
– Jak udało się tobie odebrać broń tamtemu facetowi – spytał.
– To akurat jest dziecinnie proste. – Wzruszył lekceważąco ramionami.
– Nauczysz mnie tego? – ucieszył się.
– Kiedyś tak – odparł po chwili namysł. – Ale teraz muszę już iść. Pamiętasz? Mam spotkanie z szefem. Pewnie szykuje się dla mnie spora robota.

***
Przez kolejne tygodnie Tony pracował jeszcze więcej, spędzając niemal całe dnie poza mieszkaniem. Pilnował by chłopcu niczego nie brakowało, jednak czas spędzali wspólnie prawie tylko na treningach. Chłopiec jednak nie wypytywał go. Widział, że mężczyzna jest poddenerwowany i wolał nie irytować go bardziej swoimi pytaniami. Próbował sam się czymś zająć, jednak z marnym skutkiem.
Któregoś dnia jego uwagę przykuł samochód parkujący przy sąsiednim mieszkaniu. Wspiął się po stołku na parapet i z ciekawością obserwował jak syn sąsiadów wbiega na huśtawkę, znajdującą się na podwórku, za ich domem. Od razu zatęsknił za czasami gdy w podobny sposób spędzał wolny czas.
Nagle zdał sobie sprawę, że chłopiec wpatruje się wprost w niego. Szarpnął się do tyłu i spadł na podłogę, z hukiem przewracając stołek. Masując głowę zaczął się podnosić, gdy usłyszał jak ktoś wspina się na ogrodzenie. Czym prędzej przylgnął do ściany pod parapetem, mając nadzieję, go nie zauważy. Przyłapał się na tym, że wręcz wstrzymał powietrze, jakby to mogło go zdradzić.
Drgnął gdy ktoś trafił niewielkim kamieniem w okno dwa razy. W końcu uznał swoje zachowanie za głupie i postanowił wstać. Spojrzał na niego niepewnie, przygryzając policzek od środka i otworzył okno.
– Cześć, czemu się chowasz? – zagadnął chłopiec o włosach w kolorze jasnego piasku.
– Tak jakoś… – żadne sensowne kłamstwo nie przychodziło mu do głowy. Nieznajomy w tym czasie bezceremonialnie wspiął się i usiadł na parapecie.
– Jestem Martin – wyciągnął do niego rękę na powitanie.
– Jared – odparł cienkim głosem.
– Nie widziałem cię tu szybciej. Niedawno się wprowadziłeś?
– Tak… – po chwili przerwy dodał nerwowo – Nie powinniśmy rozmawiać. – Spojrzał na drzwi wejściowe.
– Dlaczego?
– Tony mi mówił…
– Twój tata?
– To ni… tak, mój tata. Martwi się o mnie, mówi, że nie powinienem rozmawiać z obcymi.
– Mój tak samo, ale to chodzi o dorosłych – zaśmiał się, po czym wyjął z kieszeni paczkę cukierków. – Masz ochotę? – Sam włożył jednego do buzi, jakby na dowód, że to nic złego.
Jared usiadł wygodniej i też się poczęstował. Pomyślał, że to faktycznie tylko dziecko i poza Anomie nie musi się ich obawiać. Martwił się, jak zareaguje na to Tony, ale w tej chwili postanowił skorzystać z okazji i spędzić kilka chwil jak inne dzieci, na rozmowie z rówieśnikiem.
Wkrótce jednak drzwi do mieszkania stanęły otworem i do środka wszedł, zaskoczony widokiem jaki zastał, Tony. Wciąż wpatrując się w intruza zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył powoli w ich stronę.
– Dzień dobry panu – przywitał się chłopiec, po czym zwrócił się ponownie do nowego kolegi – do zobaczenia – i zeskoczył na trawnik.
– O czym rozmawialiście? – odezwał się Tony, gdy Jared zamknął okno i zszedł na podłogę.
– O niczym – odparł szybko, niemal szeptem.
– Nie powinien ciebie widzieć.
– Będę miał kłopoty? – Zmartwił się.
– Nie. Nie – powtórzył uspokajającym głosem. – Po prostu się martwię. Nie chciałbym aby ktoś zgłosił odpowiednim służbom, że ciebie widziano. Dzieci powinny chodzić do szkoły, ale ty nie możesz, bo zaraz cię namierzą.
– Szkoda. Chciałbym z nim chodzić do szkoły – powiedział z rozmarzeniem.
– Mogę sam ciebie uczyć jeśli chcesz. – wiedział, że nie o samą naukę mu chodziło, ale liczył, że nie będzie nalegał na spotkania z rówieśnikami.
– Tak – odparł ochoczo.
– Dobrze, w takim wypadku od jutra zaczniemy naukę. Jeśli byś kiedyś jeszcze z kim rozmawiał, mów prawdę, że uczysz się w domu. Nikt przecież nie będzie drążył tematu. Choć najlepiej żebyś unikał rozmów z przypadkowymi osobami. Nie można im ufać, mogliby nas zgłosić. Nie chcę być czuł się tu jak zamknięty w więzieniu, dlatego będziemy częściej wychodzić, ale proszę byś sam tego nie robił. To zbyt niebezpieczne. Ja, co by się nie działo, zawsze ci pomogę, ale muszę mieć taką możliwość, muszę być w pobliżu.
– Dobrze – zgodził się. Myślał, że ludziom spoza Anomie można bardziej ufać, ale nie miał powodu by nie wierzyć Tony’emu. W końcu jaki miałby cel, w okłamywaniu go. Mieszkał po tej stronie znacznie dłużej i wiedział, że zdążył poznać ludzi z tego miasta.

***

W weekendy Tony uczył go różnych gier karcianych, zakupił też parę planszówek i warcaby. Jednego z wieczorów Jared zastanawiał się właśnie nad kolejnym ruchem, gdy usłyszeli alarm przeciwpożarowy. Oboje unieśli głowy i po niemym porozumieniu wyszli na ulicę sprawdzić co się stało. Budynek sąsiadów stał w ogniu. Z samochodu wysiedli rodzice Martina. Kobieta z krzykiem rzuciła się w stronę płonącego domu, ale mąż chwycił ją w żelaznym uścisku, nie pozwalając jej się ruszyć.
– Moje dziecko! W środku jest moje dziecko! – płakała.
Tony niewiele myśląc chwycił metalową pokrywę od śmietnika i osłaniając się nią jak tarczą, wskoczył przez okno prosto w płomienie. Po kilku minutach wyszedł tą samą drogą, na rękach niosąc przestraszonego chłopca. Jared z podziwem patrzył na niego, jak na bohatera.

***

Obudził się, gdy czyjaś dłoń zacisnęła się na jego ramieniu i potrząsnęła nim.
– Jared. Zbudź się – powiedział Tony, który gdy ujrzał, że chłopiec wcale nie zamierza tego zrobić, wstał i odsłonił okno. Blask wschodzącego słońca nie pozwolił mu ponownie zasnąć.
– Co się dzieje? – zapytał pocierając oczy.
– Wstań. Mam dla ciebie niespodziankę.
Gdy mężczyzna opuścił jego pokój, przebrał się jak najszybciej i doczepił do paska nóż, zgodnie z zaleceniami Tony’ego. Na kuchennym blacie czekało już na niego śniadanie, które bez większego ociągania zjadł w milczeniu. Gdy umył zęby stanął wyczekująco przed Tonym.
– Załóż buty i kurtkę.
– Dokąd idziemy? – zapytał, wykonując polecenia.
– To niespodzianka. – Zawiesił na ramieniu torbę treningową.
Nie jechali długo. Wkrótce znaleźli się na ulicy położonej na granicy z Anomie. Ku ogromnemu zdziwieniu Jareda, Tony zgasił silnik i wyszedł z samochodu. Jasne dla niego było, że chłopak pójdzie za nim. Sięgnął do tylnej kieszeni po wytrych i już po kilku minutach stali przed otwartymi na oścież drzwiami. Weszli do starej, opuszczonej siłowni. Chłopiec zaniemówił z wrażenia.
– I jak ci się podoba? – spytał z nie ukrywaną dumą w głosie.
– Niesamowite. Skąd wiedziałeś o tym miejscu? I dlaczego jest nieczynne? – dopytywał.
– Bo jest na granicy, a nikt nie chce tu przebywać. Ani zawodowo, ani rekreacyjnie.
– Będziemy tu ćwiczyć?
– Tak. Od teraz w domu będziesz uczył się głównie rzeczy, o których byś usłyszał w szkole. Tu zaś będziemy trenować. Nauczę cię jak walczyć. Jak się bronić. Jak postępować w danej sytuacji. W różnych warunkach. Nauczę cię myśleć, jak przetrwać, i jak szybko, a także niezauważenie się przemieszczać.
Niemal codziennie byli czymś zajęci, a to nauką, a to treningiem. Wyjeżdżali za miasto do lasu, gdzie biegali, a Tony kazał mu się wspinać na drzewa i skały. Nieraz przekraczali granicę i ćwiczyli przemieszczanie się w terenie zabudowanym, w tym pokonywanie różnych ogrodzeń. Oczywiście przy pierwszej takiej lekcji nie omieszkał przypomnieć jak ostatnim razem się to skończyło i zapewnił że pokaże mu jak uniknąć tego następnym razem.
Chłopiec robił postępy niemal z każdym dniem. Po kilku miesiącach pracy chętnie sam czytał. Robił to powoli, ale naprawdę to polubił. Jednego dnia skończył właśnie zadaną mu wiele tygodni wcześniej książkę i nie wiedział czym mógłby się zająć. Wtedy przypomniało mu się jak wiele rzeczy zniósł razem z Tonym do piwnicy. Był pewien, że tam znalazłby coś ciekawego. Wiedział jednak, że mężczyzna nie byłby zadowolony z tego, że myszkuje. Tym bardziej, że klucz odłożył na tyle wysoko, by pozostał poza jego zasięgiem, co mogło oznaczać tylko jedno, ma się trzymać z daleka od piwnicy. Dał więc niechętnie szansę telewizji. Ale gdy po sprawdzeniu wszystkich dostępnych kanałów nie znalazł choć trochę interesującego programu postanowił zdobyć klucz. Co prawda wahał się czy to zrobić. Za każdym razem, gdy tylko pomyślał o piwnicy wracały koszmary. Nie chciał jednak się temu poddawać. W końcu Tony obiecał mu, że już nigdy nie będzie musiał się chować. Wierzył mu. Udowodnił to stawiając czoła kilku napastnikom przed barem.
Stojąc na taborecie przy szafie powtarzał sobie, że Tony na pewno pochwali jego postawę. Drżącą ręką chwycił klucze, a już po chwili zaciskał pięści kucając przy klapie. Spoglądając w ciemność na dole nabrał powietrza w płuca i wypuścił je powoli przez usta. W końcu zaczął schodzić. Ledwo chwytał szczebelki śliskimi od potu dłońmi. Udało mu się jednak bez większych przeszkód stanąć na ciemnej kamiennej posadzce. Włączył światło i rozejrzał się dookoła. Tak jak wcześniej obecny pokój chłopca, tak i to miejsce było na tyle różne od reszty mieszkania, że można by pomyśleć iż należy do zupełnie innej osoby. Wszędzie leżały kartony, zarówno te, które wspólnie zapakowali, jak i pokryte grubymi warstwami kurzu, postawione jedne na drugich, tworząc swego rodzaju labirynt.
Większość była podpisana, więc w miarę szybko natrafił na te z książkami. Wspiął się po innych na stertę pudeł, usiadł na jednym z nich i nożem rozciął oklejającą karton taśmę. Grube tomiszcza od razu odkładał na bok. Podobnie postępował z tymi, których tytułów nie mógł zrozumieć. Kilka spadło na podłogę, ale postanowił później je pozbierać. W końcu trafił na pozycję która go zainteresowała i nie odstraszyła grubością. Zeskoczył na dół i już miał wracać, gdy jego uwagę przykuło biurko postawione w rogu pomieszczenia i metalowa szafa z szufladami zamykanymi na zamek. Pomyślał, że mógłby się założyć, że klucz do niej jest w szufladzie biurka. Podszedł od razu sprawdzić czy ma rację. Po kilku minutach przetrząsania jej zawartości, z tryumfem wyciągnął przedmiot, którego szukał.
W między czasie Tony wszedł do mieszkania z gorącą pizzą. Wiedział, że Jared się ucieszy. Szybko jednak uśmiech spłynął z jego warg. Od razu dostrzegł otwartą klapę od piwnicy. Zacisnął mocno szczękę, odłożył karton na blat i zszedł na dół.
– Co to ma znaczyć?
Chłopiec podskoczył przestraszony i spojrzał na klucz w dłoni. Wzrok Tony’ego też tam podążył. Zaraz ruszył w jego stronę i wyrwał przedmiot.
– Przy-przyszedłem poszukać książki – powiedział na swoją obronę.
– Tu raczej ich nie ma. – Zaplótł ręce na piersi.
– Nie – przyznał mu rację. – Tam znalazłem jedną – wskazał na stos kartonów oraz bałagan jaki narobił – A tutaj po prostu… byłem ciekawy co tutaj jest. – Nie umiał wymyślić szybko jakiegoś rozsądnego kłamstwa, więc po prostu się przyznał.
– Myślałem, że boisz się piwnicy, że tu nie zejdziesz – powiedział.
– Tak było, ale uczysz mnie tylu rzecz. Również jak walczyć ze strachem. Myślałem, że… będziesz ze mnie dumny – dodał trochę zawstydzony.
– Choć na górę – powiedział po chwili, nie komentując jego słów. – Pizza nam stygnie. A po obiedzie pojedziemy na trening.
– A dziś nie czas na „lekcje”? – spytał zaskoczony.
– Mała zmiana planów.
Tak jak zapowiedział, po południu pojechali na siłownię. Tony przez całą drogę milczał. Zaciśnięta szczęka zdradzała złość. Nawet nie próbował jej ukryć. Jared zastanawiał się co bardziej wprawiło go w taki nastrój, to że zszedł do piwnicy, czy że znalazł klucz do szafki.
– Przećwiczymy obronę – zapowiedział, gdy byli już na hali.
– Już mnie tego uczyłeś – zdziwił się.
– Ale nie podczas walki – zauważył.
– Bę-będziemy walczyć? – zapytał drżącym głosem. Był jednocześnie podekscytowany i przerażony.
– Zaczniemy powoli, otwarte dłonie. Potem trochę przyspieszymy i założymy rękawice.
Kiwnął twierdząco głową i przełknął nerwowo ślinę. Przeszli na matę, na środku pomieszczenia i przybrali pozycje bojowe. Tak jak Tony zapowiedział, ciosy zadawał powoli, więc zaczął czuć się nieco pewniej. W pewnym momencie, nie wiedząc jak to się stało, otwarta dłoń Tony’ego trafiła go prosto w nos. Oczy momentalnie mu załzawiły, a po chwili na podłogę skapnęła kropla krwi. Uniósł głowę, spoglądając ze zdziwieniem na mężczyznę, a czerwona strużka spłynęła mu przez usta, po brodzie, barwiąc po chwili biały t-shirt na czerwono. Widząc jego srogie spojrzenie, nie odważył się załkać.
– Dasz radę? – zapytał nie spuszczając rąk, będąc gotów dalej ćwiczyć. – Bądź czujny. Ręce wyżej. – Wrócili do ćwiczenia, tym razem chłopiec uważniej się bronił i poza delikatnymi ciosami, bardziej nie ucierpiał. W końcu założyli rękawice, atmosfera znacznie się poprawiła i Jared chętniej ćwiczył. Jednak nadal nie był w pełni zadowolony ze sposobu w jaki chłopiec walczy. – Przestań myśleć – powiedział i na nowo przybrał surowy ton. – Walcz. Musisz mnie atakować. Musisz się bronić. A cały czas robisz tylko uniki i bloki. A nie na tym to polega. Nie możesz cały czas się zastanawiać, jak nie zrobić mi krzywdy. Kiedyś możesz być zmuszony walczyć o własne życie. Albo co gorsza, kogoś bliskiego. Napastnik będzie chciał ciebie zranić i wykorzysta każdą okazję. Nie możesz mu na to pozwolić, bo on się nie zawaha. Jak tylko będzie mógł, skręci ci kark. Wyłącz myślenie, niech zadziała instynkt, musisz to robić automatycznie, odruchowo. Nie bój się zadawać ciosów. Wal! – wystawił dłoń, w którą dopiero co chwycił tarczę i chłopiec wykonał jego polecenie. – Jeszcze raz. Mocniej! Całą masą ciała. Twoim celem nie jest środek tej tarczy. Wyobraź sobie że twoja dłoń ma przebić się na wylot. Uderz tak mocno. – Jared próbował wykonać jego polecenie, ale nie szło mu najlepiej. – Wrócimy do tego innym razem – powiedział po jakimś czasie i podszedł do torby by wyciągnąć parę rzeczy. – Chodź, przemyję ci twarz. – Wylał trochę wody na ręcznik i zaczął delikatnie ścierać krew. Gdy skończył wręczył mu batonika na odzyskanie energii.

***

Od rana nie mógł doczekać się treningu z Tonym. Ten zapewnił go, że tym razem pobiegają trochę po ulicach Anomie, starając się pozostać niezauważonym. Martwił się jednak, że mężczyzna odwoła ćwiczenia ze względu na jego zdrowie. Od kilku dni, kiedy to przemokli podczas biegania po lesie, trzymało się go jakieś przeziębienie, dlatego też przed wyjściem Tony’ego do pracy powstrzymywał się od kichania i kaszlenia, by przekonać go że jest już zdrowy.
Co chwila spoglądał na zegarek nie mogąc wysiedzieć w domu. W końcu nie wytrzymał i wyszedł na zewnątrz. Przycupnął na schodach przed wejściem. Przy płocie dostrzegł małego pieska bez obroży, który lekko kulał. Wpatrywał się w chłopca, a gdy ten zaczął kichać raz za razem, z zainteresowaniem przechylił główkę.
– Co mały? – wyciągnął do niego rękę, a ten zaraz podszedł jeszcze bliżej – chcesz się zarazić? – zaśmiał się i zaczął go drapać za uszami. – Co tu robisz maluchu? Zgubiłeś się?
Pomyślał, że może być głodny, więc ostrożnie, by go nie spłoszyć, wziął na ręce i wniósł do środka. Postawił go dopiero w kuchni, by sięgnąć mu miskę, do której nalał trochę wody, następnie wyjął z lodówki kawałek kiełbasy i podał szczeniaczkowi, który machając radośnie ogonem, rzucił się na jedzenie. Gdy skończył, chłopiec zaczął go głaskać i nawet nie zauważył gdy Tony wrócił do domu.
– Co to jest? – Usłyszał.
Jared podniósł głowę jak na komendę, słysząc głos Tony’ego.
– Podszedł do mnie gdy na ciebie czekałem. Pomyślałem, że może być głodny. – Gdy skończył mówić zaniósł się okropnym kaszlem.
Tony podszedł do niego i przyłożył dłoń do jego czoła.
– Jesteś rozpalony. Musimy przełożyć dzisiejszy trening.
– Ale Tony…
– Żadnego ale – przerwał mu. – Rano coś powiedziałem. A teraz leć do pokoju i kładź się do łóżka. Zaraz przyniosę ci coś na przeziębienie.
Niechętnie wykonał jego polecenia i po kilku minutach pił niezbyt smaczny specyfik, który miał mu pomóc.
– Kilka dni przerwy od nauki i treningów na pewno ci nie zaszkodzi. Każde dziecko choruje, zazwyczaj się cieszą na wolne.
– Nie ja – odparł obrażony zakładając ręce na piersiach. – Mieliśmy dziś poćwiczyć na mieście.
– Następnym razem. Bądź cierpliwy. – Uśmiechnął się do niego. – Pójdę teraz wyprowadzić psa. Jak wrócę nie chcę tu widzieć ani kropelki. – Wskazał na kubek.
Pół godziny później usłyszał trzaśnięcie drzwiami, wstał choć podejrzewał, że mężczyzna nie będzie z tego powodu zadowolony, chciał jednak pobawić się z pieskiem. Nie zastał jednak mężczyzny w salonie, nie było też nigdzie psa. Zauważył jednak otwarte drzwi do łazienki i włączone tam światło. Niepewnie udał się w tym kierunku, omijając ślady butów z błota. Tony stał, cały przemoczony z ziemią na spodniach i rękach po łokcie. Szorował dłonie, nawet nie zauważył Jareda, który oparł się zmęczony o framugę.
– Gdzie jest szczeniaczek? – zapytał cicho.
Tony drgnął na dźwięk jego głosu.
– Wpadł pod samochód – odparł krótko. – Zakopałem go w ogrodzie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 1