Rozdział 4


Wstał wcześnie choć nigdzie nie musiał się spieszyć. Wyjątkowo nie miał żadnych zleceń. Wiedział jednak, że mimo wszystko czeka go dużo pracy tego dnia. Przeniósł się od razu na podłogę, by ponownie nie zasnąć i zaczął robić pompki. Planował przygotować pokój dla chłopca, który od tygodnia spał na kanapie w jego salonie. Wiedział, że musi szybko coś z tym zrobić, oboje w takiej sytuacji tracili swą prywatność. I gdyby nie ilość zleceń jakie miał przez ten czas, z pewnością zająłby się tym szybciej.
Był pewien, że chłopak jeszcze śpi, jednak nie chciał zwlekać. Uznał, że da mu jeszcze odpocząć, a sam póki co rozplanuje jak pozbyć się wszystkich rzeczy zajmujących dodatkowy pokój. Udał się do salonu, ponieważ klucz do nieużywanego pomieszczenia znajdował się w słoiku na jednej z półek. Starał się poruszać jak najciszej, by nie zbudzić chłopaka.
– Zawsze strzela ci kolano gdy się skradasz? – Tony stanął jak wryty na pytanie, które padło chwilę po tym jak dało się słyszeć nieprzyjemne chrupnięcie w stawie.
– Najwidoczniej – odparł. Przeszedł na drugą stronę, stając na przeciw chłopca.
– Ciszej się poruszasz, gdy się nie starasz.
– Myślałem, że śpisz – rzucił, zdawałoby się, ignorując komentarz.
– Nie. Obudziłem się jakąś godzinę temu, nie mogłem już zasnąć. – Mężczyzna lekko zmarszczył brwi.
– W takim wypadku chodź. Zrobię nam śniadanie, a potem mi pomożesz.
– W czym?
– Muszę wynieść niepotrzebne rzeczy do piwnicy. Dzięki temu będziesz miał własny pokój – powiedział z uśmiechem.
– Masz tu jeszcze jedno pomieszczenie? – zapytał wstając.
– Tak. Zaraz obok mojego…
– Czekaj – przerwał mu, dopiero teraz zdając sobie sprawę co Tony tak naprawdę szybciej powiedział. – Będę miał własny pokój?
– Tak – odparł ze śmiechem. – Nie miałem jak szybciej ci go przygotować. W końcu nie będę cię budził wstając do pracy. Co ty na to?
– Dziękuję – powiedział z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że będzie miał własny pokój. Możliwość mieszkania w tym miejscu i spania na kanapie, było dla niego luksusem, szybko pożałował, że tak długo odmawiał przyjęcia pomocy. Nawet nie ośmielał się marzyć, o niczym więcej.
– Mam dzisiaj wolne, a z tego co widzę twoje dłonie już się zagoiły. Co powiesz na trening, gdy już się ze wszystkim uwiniemy?
Chłopiec od razu się zgodził. Pełen zapału i ekscytacji zaczął pomagać mężczyźnie w przygotowaniu posiłku. Jadł tak szybko, że Tony ze śmiechem musiał go strofować. Gdy tylko skończyli nakazał mu się przebrać i umyć zęby. A po wykonaniu jego polecenia, zaprowadził go do pomieszczenia, które miało zostać jego pokojem. Odsunął drzwi, które chłopak myślał, że prowadzą do sypialni Tony’ego, i znaleźli się w ciasnym korytarzyku. Jak się okazało, znajdowały się tu drzwi do dwu, stojących naprzeciw siebie pomieszczeń. Wyciągnął klucz z tylnej kieszeni i otworzył jedne na oścież.
Pomieszczenie było naprawdę niewielkie, do tego zagracone masą przedmiotów, które rozrzucono wszędzie, gdzie tylko się dało. Czekało ich dużo pracy.
– To był kiedyś pokój mojego współlokatora. Później miałem tu sobie urządzić coś w stylu gabinetu, ale nie miałem na to czasu. Jak się okazało, wcale go nie potrzebowałem.
– Nie myślałeś o tym, by przenieść tu worek treningowy?
Mężczyzna przez chwilę się zastanowił.
– Nie – odparł. – Od zawsze mam go w salonie. Nawet nie przyszło mi to do głowy. Zacząłem tu znosić niepotrzebne rzeczy. Łatwiej i szybciej niż do piwnicy. Teraz jednak w jeden dzień musimy zrobić to czego nie chciało mi się przez całe lata.
– Od czego zaczniemy?
Jared zauważył, że w przeciwieństwie do reszty mieszkania, gdzie wszystko było, jak zdążył się już przekonać, uporządkowane, ułożone równo, niemal pedantycznie, tu wszystko było rzucone byle gdzie, nie dało się dostrzec żadnego schematu w układzie przedmiotów. Tony patrząc na to wszystko zaczął pocierać kark.
– Może… – Już miał coś zaproponować, ale pokręcił głową i ruszył z powrotem do salonu. – Po prostu to spakujemy. Przyniosę kartony.
Jared zostawszy sam zaczął po chwili przeglądać przedmioty jakie zostały tam zebrane. Stosy książek, płyt, nieużywanych sprzętów elektronicznych. W pewnym momencie natknął się nawet na całkiem zniszczone rękawice bokserskie. Jego uwagę najbardziej przykuła broń, którą znalazłam w kilku miejscach. Był zaskoczony ich ilością. Zaczął oglądać noże różnej długości, a nawet kształtu. Typowy nóż wojskowy o szerokim ostrzu, ząbkowanym przy jelcu i wygodnej rękojeści, po której dłoń się nie ślizgała, kilkanaście bardzo lekkich, z pewnością służących do rzucania oraz mały, przypominający kształtem pazur dzikiego, drapieżnego zwierzęcia, na końcu którego rękojeści znajdował się otwór.
– To karambit.
Chłopiec drgnął przestraszony, słysząc słowa Tony’ego. Podziwianie noży pochłonęło całą jego uwagę, nie usłyszał, więc kroków zbliżającego się mężczyzny. Ten stał oparty o framugę, przyglądając się z pewnym zadowoleniem chłopcu.
– Piękny.
– Zabójczy. – wziął od niego nóż i pokazał mu, jak powinno się go trzymać. – Jeden z najbardziej niebezpiecznych noży – powiedział oddając mu karambit. – Możesz go zatrzymać.
– Naprawdę? – Spojrzał na niego zaskoczony, a następnie z zachwytem na przedmiot w dłoni,
– Tak. Mi i tak się już do niczego nie przyda, a poprzednie ostrze straciłeś.
– Dziękuję – powiedział z szerokim uśmiechem. Jego oczy aż błyszczały z zachwytu.
– A teraz weźmy się do pracy. – Jared schował nóż do pochwy, a następnie włożył go do kieszeni.
Zaczęli pakować wszystko do kartonów. Gdy już nic więcej nie byli w stanie do nich zmieścić, przenosili je do salonu i wracali zapełniać kolejne. Dopiero po opróżnieniu pomieszczenia ze wszystkich niepotrzebnych rzeczy zakleili pudła taśmą klejącą. Chłopak już miał się udać do kuchni, gdy mężczyzna położył mu rękę na ramieniu i powiedział:
– Chodź, pomożesz mi. Pójdzie szybciej, jak będziesz mi je podawał. Inaczej musiałbym co chwila wychodzić z piwnicy. – Zacisnął nieznacznie palce i poprowadził go na przód. – Zobaczysz jak sprawnie nam to pójdzie – rzucił i poklepał go po plecach. Chwycił karton jedną ręką i zaczął schodzić po drabince na dół, nim jednak całkiem zniknął dodał – Pamiętaj. Liczę na ciebie. – Jared przez chwilę stał zagryzając wargi. W końcu, gdy usłyszał ponowne skrzypienie drewna, odwrócił się i jak najszybciej chwycił jedno z pudeł. W duchu przyznawał Tony’emu rację, gdyby mu nie pomógł, zajęłoby to mężczyźnie znacznie więcej czasu. – Zsuń go tak, by trafił mi na bark, wtedy łatwo go przytrzymam i zniosę – powiedział widząc jak chłopiec pcha w jego stronę jeden z nich. Po jakimś czasie zniósł ostatni karton i wyszedł z piwnicy. – Świetnie się spisałeś – pochwalił go i pod bacznym spojrzeniem chłopca zamknął dokładnie klapę, a klucz jak wszystkie inne odłożył do słoika. Przestawił go jednak na najwyższą półkę, jakby obawiając się, że Jared do niego dosięgnie. Chłopak zaczął się zastanawiać: dlaczego? W końcu wspólnie pakowali te kartony. Znał ich zawartość. Co prawda zdawał sobie sprawę z tego, że już szybciej coś się znajdowało w piwnicy, ale dotychczas słoik z kluczami nie zmieniał położenia.
Nie bardzo rozumiał jego zachowanie. Mieszkał tu od kilkunastu dni i tylko klucz od szuflady z bronią został zabrany ze słoika, w którym znajdowało się ich jeszcze wiele. Jednak dotychczas był on na wysokości pozwalającej mu, przy użyciu stołka do niego sięgnąć. Był ciekaw co się stało. Co mężczyzna próbuje ukryć.
– To jak, gotowy na trening? – Zagadnął, wyrywając go z zamyślenia. Chłopiec skinął głową. – Nim zaczniemy – wyciągnął z jednej z szuflad małe plastikowe opakowanie – kupiłem dla ciebie bandaże bokserskie. Ochroni ci kostki przed ponownym zdarciem skóry. Usiądź zawiążę ci je. – Jared wykonał jego polecenie. Mężczyzna przysunął sobie fotel i sprawnie obwiązał mu dłonie. – I jak? – spytał gdy skończył. – Nie za ciasno?
– Nie. Jest dobrze.
Tony zaczął mu wszystko tłumaczyć i pokazywać od podstaw. Najwięcej czasu poświęcił na to, by chłopak przyjmował odpowiednią postawę i poruszał się tak, aby nie tracił równowagi oraz łatwo i szybko mógł się przemieszczać. Unikać ciosów, samemu atakować. Dopiero na koniec, klęknął i chwycił worek treningowy w taki sposób, by Jared mógł przećwiczyć na nim ciosy, które wcześniej pokazywał. Cały czas wydawał jakieś komendy, każąc uderzać mocniej, lub zmieniać tempo. Nieraz też nakazywał mu poprawić postawę. Unieść rękę, która mu opadła, bądź prędzej zabierać do gardy tę, która wykonała cios. Na sam koniec zaczął coraz bardziej zwiększać tempo, aż w końcu chłopiec musiał wykonać bieg bokserski. Gdy w końcu Tony pozwolił mu przestać, usiadł zdyszany, ledwo łapiąc powietrze. Oparł się o kanapę, a Tony z szerokim uśmiechem podszedł, stanął nad nim i podpierając się o oparcie powiedział:
– Gdy złapiesz oddech, pójdź się umyć. Na obiad pojedziemy do knajpki.
– Myślałem, że mam nie opuszczać tego mieszkania – wydusił z siebie, nadal ledwo oddychając.
– Będziesz ze mną. A teraz ruchy – popędził go.

***

Zatrzymali się na wprost wejścia do pubu. W środku było bardzo tłoczno, zdawać by się mogło, że wszystkie miejsca są zajęte. Mężczyzna zaprowadził ich jednak do położonego w samym rogu pomieszczenia, wolnego stolika. Tylko tam było spokojnie.
– Tony? Co to za dzieciak? – zapytał z widocznym zaskoczeniem w głosie, wyglądający na osiemnaście lat brunet, który pełnił funkcję kelnera.
– Nie interesuj się Randy. Przynieś lepiej dwa hamburgery z dużymi frytkami.
– Coś do picia?
– Dla mnie to co zwykle, a dla chłopaka przynieś jakąś cole? – Spojrzał na Jareda – Chyba, że wolisz sok?
– Może być cola. – wzruszył ramionami.
– Już przynoszę – Zanotował i odmaszerował.
Jared rozejrzał się po pomieszczeniu. Ściany były wyłożone tanią boazerią, podobnie jak podłoga, której deski ze starości i zużycia wyglądały jakby miały się zaraz połamać. Kilkanaście stolików, każdy drewniany i zajęty przez mężczyzn, których wygląd nie wzbudzał w chłopcu zaufania. Co jakiś czas natrafiał na spojrzenie, któregoś z nich. Byli wyraźnie zdziwieni jego obecnością. Nawet ci, który grali w bilard rzucali w ich kierunku spojrzenia. Od razu można było rozpoznać w pubie, bar dla motocyklistów, z których z pewnością nie jeden miał za sobą odsiadkę w więzieniu. Potwierdzały to tylko tatuaże, mówiące, za co był ich wyrok.
W końcu wrócił Randy z ich obiadem i mógł przestać myśleć o tym, czemu wzbudził taką sensację. Nagle jednak do ich stolika podszedł jakiś mężczyzna i jak gdyby nigdy nic, powiedział:
– Tony, mamy robotę do wykonania.
– Jestem zajęty – odparł nawet nie podnosząc na niego wzroku. Ten zaś zwrócił uwagę na chłopca.
– Tony. –Westchnął. – Zostaw dzieciaka i ruszaj się, nie czas na zabawę w niańkę.
Tony z impetem odsunął krzesło i stanął tuż przed niższym od siebie o pół głowy mężczyzną. Ten niemal od razu zrobił krok w tył.
– Zważaj na słowa Johnny. – Po czym dodał z przekąsem, ściszając nieco głos. – Pamiętaj kto tu jest wyższy rangą.
– Ty też o tym pamiętaj – wytknął mu.
– Johnny, jestem prawą ręką Dartona, nie zapominaj. A teraz wynoś się.
I wrócił do stołu, kontynuując posiłek jakby nic się nie wydarzyło. Jared zauważył jednak, że po wyjściu mężczyzny Tony zaczął jakby szybciej jeść, tak że po chwili czekał już tylko aż chłopak dokończy obiad. Ten jednak dobrze zdawał sobie sprawę, że mimo spokojnego zachowania i odprawienia Johnny’ego, przejmował się sprawą i ewidentnie chciał jak najszybciej opuścić bar. Nie chciał, aby przez niego mężczyzna miał jakieś kłopoty, dlatego już po kilku minutach wstawali od stolika. Tony uśmiechnął się do niego z wdzięcznością. Zdał sobie sprawę, że chłopak jest mądrzejszy i bardziej spostrzegawczy niż przypuszczał. Od razu skierowali się w stronę zaparkowanego naprzeciwko samochodu.
– Podrzucę cię teraz do domu i…
– Tony! – Przerwał mu czyjś okrzyk.
Ten od razu się zatrzymał. Spięty odwrócił się na pięcie w stronę z której dochodził głos. Szybko jednak zostali okrążeni. Stanął tyłem do samochodu, by żaden z mężczyzn nie znalazł się za jego plecami i spróbował zasłonić własnym ciałem Jareda.
– Czego chcesz Manny?
– Nadepnąłeś paru osobom na odcisk – stwierdził.
– Taka robota – odparł wzruszając ramionami.
– Kto to jest? – wskazał na chłopaka, który wyglądał zza jego pleców.
– Nie twój interes. – Przesunął się tak by ponownie go zasłonić – I niech Fribo też lepiej trzyma się od niego z daleka. Jest pod moją ochroną. – Na jego słowa Manny lekko się zaśmiał.
– Wypadłeś z obiegu Tony. – Po czym wyciągnął colta.
Tony zareagował błyskawicznie. Chwycił go za nadgarstek, odsuwając lufę od swojej głowy. Pocisk przeleciał tuż koło jego ucha. Zablokował jego ramię i nie puszczając, wycelował w napastnika, który też wyciągnął pistolet. Już miał strzelić, gdy przypomniał sobie o obecności Jareda. Zamiast więc wycelować w głowę, skierował broń na ramię mężczyzny i nacisnął spust palcem Manny’ego. Pocisk, który przeszył jego ciało skutecznie rozbroił przeciwnika. Następnie wyrwał ramię, które ciągle trzymał, z panewki i odebrał broń. Odwrócił się do kolejnego mężczyzny i z całych sił uderzył go kolbą pistoletu w głowę, odrzucając go po chwili. Wykonał od razu kopnięcie w tył, trafiając czwartego z napastników i odwracając się do mężczyzny przodem wyprowadził dwa proste ciosy. Chwycił go za kark i przymierzał się właśnie do wykonania paru kopnięć na splot słoneczny, gdy jeden z mężczyzn pewnie owinął swe ramię wokół jego szyi, napierając drugą ręką na głowę tak, by nie mógł się wyswobodzić.
Tony zaczął się szarpać. Znał dobrze sposoby na wydostanie się z tego uścisku, ale nie był w stanie ich wykonać. Za późno zareagował. Jared obserwował jak coraz bardziej słabnie. Chciał mu pomóc, ale nie miałby szans w starciu z mężczyzną. W pewnym momencie dostrzegł leżący w pobliżu rewolwer. Chwycił go ze strachem i wycelował, choć rzeczywistość zaczęła mu się znów przeplatać ze wspomnieniami. Znów słyszał strzały, które odbierały mu rodziców, następnie jakby z oddali swój głos, nakazujący napastnikowi puścić Tony’ego. Spojrzał mu w oczy i nagle zauważył swą matkę i ojca we krwi. Jego wzrok napotkał Tony’ego. Wiedział, że musi się wziąć w garść. Nie mógł stracić kolejnej osoby.
– Odłóż to! Nie wtrącaj się! – wykrzyczał.
Jared jednak pewniej chwycił broń, próbując opanować trzęsące się ręce. Mężczyzna widząc upór chłopaka uderzył głową Tony’ego o ziemię. Wstał, przeszedł nad jego bezwładnym ciałem i ruszył na niego. Strach całkiem sparaliżował chłopaka.
– Nawet nie wiesz jak tego użyć.
Tak bardzo chciał mu pokazać, że się myli, ale gdy tylko dotknął języka spustowego, znów zobaczył swych rodziców w kałuży krwi, swego przyjaciela bitego na śmierć i worki z ciałami porwanych chłopców. Wiedział, że nie umiałby zabić.
– Zaraz ci pokarzę…
W tym momencie pistolet wystrzelił, trafiając napastnika prosto w klatkę piersiową. Jared odrzucił z przerażeniem broń. Roztrzęsiony spojrzał na Tony’ego, który właśnie opuścił bezsilnie na ziemię wyciągniętą rękę, w której trzymał mały pistolet, z którego lufy unosił się delikatny dym.
Jared opadł na kolana. Odetchnął z ulgą. Przez chwilę był pewien, że to jednak on pociągnął za spust. Cały się trząsł. W końcu uniósł głowę i spojrzał ponownie na Tony’ego. Leżał na bruku, na wpół przytomny.
Powoli wstał i podszedł do niego.
– Tony? – Gdy nie uzyskał odpowiedzi chwycił go za ramię i zaczął ciągnąć w stronę samochodu.
– Nic mi nie jest młody – wydusił z siebie. – Już wstaję. – zaczął się powoli podnosić. Zachwiał się i by ponownie nie upaść podparł się ręką o ziemię. Jared chwycił go pod ramię. Nie miał niestety siły, by go podnieść. W końcu podpierając się na chłopcu razem dotarli do samochodu. Tony od razu zablokował drzwi. Wziął kilka głębszych wdechów i gdy był gotów, ruszył z piskiem opon.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 1